Sztab rowerowegodobra dziś z x. Witkiem świętuje zdobycie pewnego, zarazem wyjątkowego etapu podróży. To nie tylko wyprawa ale i pielgrzymka.
Jak mawia ksiądz Jacek Stryczek, przywódca Szlachetnej Paczki – góra stoi i ona się nie zmienia. Ale jak człowiek na nią wejdzie, to on się zmieni. Na Camino zmieniasz się z każdym kilometrem, każdym kolejnym odciskiem.
Dzień 21
Dystans:ok 130 km
Nie wiem co pisać. Tyle dobra dziś się działo, że na cały miesiąc spokojnie by starczyło. O większości już napisałem, poczytajcie wcześniejsze posty:)
Dodam tylko, że strasznie fajna ta wyprawa. Mimo tego, że jadę wolniej niż zakładałem, jestem spokojny o finał. Mnóstwo ludzi, których nie znam i pewnie nigdy nie spotkam, mówi, że to co robię jest dla nich ważne. Coś pięknego! A ja tylko jadę. Robię to, co robię przez cały rok. I powiem wam, że lubię takie życie. Chyba nie mogę żyć wygodnie. Zresztą ja to wiem. Za każdym razem gdy próbuje uwić sobie kapłańskie gniazdko, złożone z przyjemności, udogodnień, i jak najmniejszej ilości problemów to On wyrywa mnie z tego światķa. Za każdym razem mówi – dostaniesz po tyłku ale zobaczysz, że będzie z tego dobro i będziesz chciał więcej. I uwierzcie- chcę WIĘCEJ. Widząc to, co się dzieje chcę więcej! No, może poza kilometrami
Dzięki za dziś. Za wasze otwarte serca dla Zuzi. Za kilometry dobra dziś Aleksandrze i wolontariuszom Szlachetnej Paczki w Tomaszowie Lubelskim. To moje dziecko- jedno z dwóch, które zostawiłem po czterech latach pobytu w tym cudownym mieście. Dzięki Wam wariaty moje!
Jeśli mogę Was prosić, to proszę o modlitwę za Elizę. Nie do końca jest dobrze.. Za wcześnie się urodziła. Pomódlcie się za nią i jej rodziców.
A wam życzę dobrej nocy dobrzy ludzie
Dzień pełen wrażeń. Urodziła się Eliza, córeczka mojego brata, urodziny obchodzi siostrzeniec Karol. A i ja po 3200 km dotarłem do Santiago. Marzyłem o tym, by tu odprawić Mszę Świętą. Udało się, choć łatwo nie było. Obsługa kościoła długo nie chciała się zgodzić na prywatną Mszę. Kazali czekać do 18.00 Gdy już zrezygnowany wsiadałem na rower wybiegł mężczyzna i powiedział, że ok:)
Marzyłem o tym, by Mszę w miejscu, gdzie według tradycji pochowany jest ten, który jako pierwszy z Apostołów przelał krew za Chrystusa, odprawić za księży. Zwłaszcza za tych z mojego rocznika. Tych, z którymi sześć lat szedłem do kapłaństwa, a na ostatniej prostej oni mnie wyprzedzili. A mimo, tego to z nimi jestem „na roku”. Dzięki Krystian, Andrzej, Mateusz, Michał, Tomek, Paweł, Jerzy, Piotrek.
Mam nadzieję, że razem i do końca życia będziemy księżmi, i do końca będziemy księżmi z powołania i wszyscy dojdziemy albo doczołgamy się do Nieba, gdzie czeka na Krystian. Krystian jest księdzem, który zmarł w Wielki Piątek. Nazwaliśmy to „Patronem”. Ile się do niego „namodliłem” w tej wyprawie! Może to niezbyt wyszukana modlitwa ale ile razy mówiłem: „Krystian Patronie, bierz Ty Mamę, dawaj do Taty i powiedz Mu, że mi sił trzeba!”. Modlę się za Was, Pani Aniu – mamo Krystiana i Tomasz.
Pozdrawiam wszystkich księży. Wiem, że jestem jeszcze młody i głupi i pewnie jeszcze mało o życiu kapłańskim wiem ale nie bójcie się żyć:)
I pozdrawiam mojego biskupa Mariana. Dzięki za to, że ksiądz po prostu jest:) za to, że wysłał mnie do więzienia (jako kapelana oczywiście;) ), za życzliwość i wyrozumiałość do tych moich dziwnych pomysłów. Obawiam się, że to nie koniec ale ksiądz jest cierpliwym człowiekiem to wierzę, że to wszystko przetrwa
Lecę dalej. Na Gibraltar, dla Zuzi, dla siebie. Trzymajcie się dobrzy ludzie